Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/154

Ta strona została przepisana.

załamane, pokrzyżowane, pnące się ku górzystemu ośrodkowi miasta.
Jeden z przechadzających się — wysoki, chudy mnich franciszkański, o twarzy prawie czarnej, pooranej ospą, o włosach kędzierzawych, roześmiał się cicho i zawołał:
— Nie mogę wyjść z podziwu, zwiedzając Toledo! Spójrz-no, bracie, na te domki! Pozostawili je po sobie Arabowie. Spotkałem ślady ich na całem południu Hiszpanji — w Grenadzie, Sewilli, Kordobie, gdzie panowali potężni i okrutni kalifowie... Wieki minione nie zatarły tych śladów!
— O! Nietylko w tem jednem przechowało się tu wspomnienie o Maurach! — odparł drugi — zgrabny, wiotki mulat w mundurze wychowanka szkoły wojennej. — Niech brat Pablo przyjrzy się toledankom. Wszak są to arabki, z typu i z obyczajów nawpół haremowych.
— Zapewne! — potwierdził mnich. — Teofil Gautier napisał gdzieś, że Toledo — to „coś z klasztoru, więzienia, twierdzy, a coś z haremu“.
Umilkli i szli dalej. Przechodzące kobiety, błyskając oczami, oglądały się za nimi i bez powodu wzdychały. Niektóre podbiegały do zakonnika, prosząc o błogosławieństwo, lecz jednocześnie ostrym i pożądliwym wzrokiem wpatrując się w piękną twarz mulata w wojskowym mundurze.
— Jeden z moich znajomych, człowiek mądry, chociaż nieco cyniczny, wypowiedział mi pewnego razu ciekawą myśl... — rzekł nagle młody mulat i, spojrzawszy na brata Pablo, ciągnął dalej. — W Hiszpanji utrzymuje się pogardliwy stosunek do ludzi o mieszanej krwi...
— A tak! — zgodził się mnich. — Daje się to odczuć nawet w życiu klasztornem. Mulat lub murzyn — zakonnik nie może zajmować odpowiedzialnego stanowiska