Enriko drgnął. Wpił oczy w oblicze Umęczonego. Wydało mu się surowem i jeszcze bardziej bolesnem. Nie śmiał o nic pytać ukrzyżowanego Syna Marji...
Syn murzynki Beliry i mnich-mulat wyszli razem z kościoła. Nie mówili nic do siebie i rozstali się przed długim, niskim budynkiem.
Enrikowi ciążyła obecność franciszkanina, czuł na sobie jego badawczy, przenikliwy wzrok i rozumiał, że mnich z trudem powstrzymuje się od jakichś pytań niepokojących, żądających nowych, straszliwych postanowień.
— Chcę zwiedzić muzeum fabryki białej broni — mruknął młodzieniec, nie podnosząc oczu na zakonnika.
Ten skinął głową i skręcił w ciemną uliczkę.
Nic prawie nie widząc, Enriko stawał przed witrynami, gdzie sławne niegdyś warsztaty toledańskiej zbrojowni zgromadziły wspaniałe klingi szpad, sztyletów i szabel, różne cacka i drobiazgi ze stali, ozdobionej misternym rysunkiem snycerskim, słuchał objaśnień dozorcy i czuł coraz większe rozgoryczenie i nieustępujący niepokój.
— Drażni mnie ten mnich!... — uświadomił sobie raz jeszcze.
Wcisnąwszy w chciwą dłoń sługi drobny datek, opuścił fabrykę i szybko szedł w stronę Alkazaru, patrząc w ziemię nieruchomym wzrokiem.
Enriko Kastellar nie miał znajomych, ani też przyjaciół w Toledo. Z kolegami utrzymywał zaledwie poprawne stosunki, gdyż nic nie łączyło go z tymi młodymi, pustymi i zarozumiałymi arystokratami. Z konieczności brał udział w ich hulankach w gabinetach hotelu de