Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/165

Ta strona została przepisana.

Castilla, lecz wymykał się czemprędzej, bo go nudziły i napełniały wstrętem. Jedynym jego znajomym był ospowaty mulat — franciszkanin, którego poznał pewnego razu, gdy w zakrystji katedry oglądał obrazy Rubensa, Greko, Van Dycka i Giovani Bellini. Obcowanie z nim przejmowało go teraz jednak jakiemś przerażeniem i przeczuciem niejasnego niebezpieczeństwa. Unikał go starannie. Czuł się więc zupełnie samotnym. Nawet kobiety nie pociągały go, chociaż rzucały mu ogniste spojrzenia, a nieraz szeptały słowa, w których wyczuwał nieukrywany zachwyt i utajone obietnice.
Zresztą zobojętniał do kobiet jeszcze w Madrycie. Po zerwaniu z donną Inezą de Mena, długo rozmyślał nad jej i swojem postępowaniem i przyszedł do wniosku, że dopuścił się zdrady względem Lizy, — zdrady fizycznej. Ineza dowiodła mu, że zmysłowe życie nie przemija bezkarnie, że stawia na kartę prawdziwe, głębokie uczucie, które wygasnąć może, roztopić się w szalonych porywach namiętności i okryć się popiołem zgliszcz.
Od tego dnia kobiety przestały istnieć dla niego. Przebywanie w małem, spokojnem miasteczku, jakiem jest Toledo, ogrom przedsięwziętej pracy, surowy, żołnierski tryb życia, ćwiczenia fizyczne, ciągły smutek po bezowocnem oczekiwaniu listu Lizy, wreszcie stałe niezadowolenie z siebie — pomagały mu w przezwyciężaniu wrodzonej zmysłowości. W chwilach, gdy przemawiały w nim żądze natrętne i skwarne, nienawidził siebie i pogardzał.
Rozumiał, że odradzała się w nim znienawidzona, hańbiąca krew murzyńska, pierwotna, „zwierzęca“ natura czarnej rasy.
Z zapałem, surowością i uporem zwalczał ją w sobie, wykorzeniał.