o kruczych warkoczach, związanych żółtą kokardą, i szafirowych, śmiałych oczach, które podlegały nagłej zmianie — to mrużąc się figlarnie, to ciskając gniewne ogniki, to znów roniąc łzy rozrzewnienia.
Zapomniał o tem, że Hiszpanki dojrzewają szybko, a w skwarnym kraju, wstrząsanym namiętnością wszystkich żywiołów natury, — jeszcze szybciej.
Tak mała, nikła, blado-zielona palma cieplarniana, przesadzona do gleby afrykańskiej, — wybuja ze zdumiewającą siłą, okrywa się nowemi liśćmi i dąży ku słońcu pierzastą koroną coraz wyżej i śmielej.
To też marzenia i wyobraźnia Enriko obracały się w ciasnem kółku rzewnych wspomnień i naiwnych przeżyć dzieciństwa.
Tymczasem w kolonji, w zacienionym, majestatycznym pałacu gubernatora zaszły przez te dwa lata znaczne zmiany. Zniknęły bez śladu szerokie wachlarze, zwisające z sufitów, a poruszane miarowem wahaniem czarnych ramion; natomiast wirowały na stołach inne, ożywione elektrycznością, bo w suterenie lewego skrzydła pałacu głucho turkotała dynamo-maszyna.
Elektryczne „słońca“ rozpraszały mrok nad gazonem, kortem tennisowym i pod rozłożystemi konarami drzew w parku.
Wraz ze staremi lampami naftowemi i wachlarzami z płótna zniknęła gdzieś wiotka, kapryśna panienka o wysmukłych nóżkach, wąskich, chłopięcych biodrach i niewysokiej piersi, prężącej się pod miękkim jedwabiem bluzki. Już nie migały czarne warkocze z kokardą, gdy ta zwinna osóbka mknęła szerokim korytarzem lub przebiegała amfiladę milczących, pustych sal. Panowała w nich teraz odmienna już istota — senorita Liza Floridablanca, dumna i nieprzystępna. Dawno już przystrzygła sobie włosy, a czarna czupryna, starannie uczesana
Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/167
Ta strona została przepisana.