Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/183

Ta strona została przepisana.
oraz zdobywca nagrody królewskiej — porucznik Ventosa zrzucili 4 torpedy powietrzne. 80-ciu zabitych, 150-ciu rannych! Pożar w koszarach! Straż ogniowa opanowała ogień“.

— 80 zabitych, 150 rannych... — szeptem powtórzył lotnik.
Przebrał się, umył i siadł do biurka.
Leżały na niem pożółkłe zeszyty...
Zaczął przeglądać je, mrużąc oczy i zaciskając szczęki tak silnie, że za uszami poruszały mu się i prężyły mięśnie. Pochylił się nad czystą kartką i napisał kilka słów. Zmarszczył czoło i natychmiast je przekreślił. Przekreślał długo i starannie, żeby nie pozostało ani śladu po nieudolnie napisanem zdaniu.
Odrzucił się na oparcie fotelu i zamyślił się, patrząc ponuro w ciemne okno.
— 80-ciu zabitych... 150-ciu rannych... Połowa z tego, powiedzmy, przypada na mnie... a teraz powieść o murzynie — takim samym, jak ci z 8-go pułku, których poszarpały moje torpedy... „Wolność królewska“.
Uśmiechnął się gorzko i stanowczym ruchem zamknął zeszyt.
— „Nie zbaczaj z drogi bogów... Oddałeś talent za miskę soczewicy...“ — Któż to tak mówił?... Ineza de Mena i stary Atocha... dziwak w staroświeckim surducie przedsiębiorcy pogrzebowego... Ha!
Na ostatni list kapitana przed dwoma laty, łysy krytyk nie raczył nawet odpowiedzieć... Stracił zaufanie do niego, jako do pisarza... Wszystko przeminęło... dziecinny, śmieszny romans kolonjalny... Liza... Nic o niej nie wie... Z pewnością wyszła już zamąż... Czy mieszka dotąd w kolonji? Eh, co go to może obchodzić?! Przeminęło przecież to, co wydawało mu się wiecznem, jak słońce!... Zagasła sława Enriko Kastellara, utalen-