Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/188

Ta strona została przepisana.

wały wyraz tragiczny. Wspaniały młodzieniec miał na sobie mundur kapitana lotnictwa i złote sznury oficera sztabu generalnego.
— Dwóch Kastellarów! — szeptali z obleśnym uśmiechem nadworni dowcipnisie i fabrykanci anegdot. — Jeden prawdziwy z marką hiszpańską, a drugi — „ersatz“, importowany z kolonji na dowód rzetelnej, cywilizacyjnej pracy Hiszpanów w Afryce!
Znajdujący się wpobliżu goście, słuchając złośliwej uwagi, śmieli się dyskretnie i roznosili dowcipną dykteryjkę po innych salonach i galerjach pałacu.
Wszyscy z zaciekawieniem przyglądali się „ersatz’owi“ i dzielili się wiadomością, że młody Kastellar zbombardował koszary i zmusił do poddania się zbuntowanych strzelców.
— Daleko zajdzie ten importowany bękart... — szeptano z zawiścią. — Dzielny oficer, a poza tem ma taką potężną protekcję!...
Enriko Kastellar z pewną ciekawością rozglądał się po salonach. Nigdy jeszcze nie był w tak świetnem i dobranem towarzystwie. Co chwila musiał się prostować i kłaniać wyższym oficerom, którzy, już wiedząc o nim, uśmiechali się doń uprzejmie, z odcieniem nawet wyraźnego pochlebstwa i uniżoności.
Chrzestny ojciec „cętkowanego bękarta“ wciąż jeszcze figurował na liście najpierwszych kandydatów na dyktatora!
Zagrały fanfary na galerjach i przy ich dźwiękach królewska para, łaskawie uśmiechnięta, szła pomiędzy szpalerami gości, nisko się pochylających przed suwerenem.
Król i królowa usiedli na fotelach w sali ambasadorów, gdzie przy fortepianie stał akompanjator, a o dwa