Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/22

Ta strona została przepisana.

Na widok mężczyzn pijany majtek podniósł z ziemi duży kamień i mruczał groźnie.
— Porozwalam łby, do stu tysięcy połamanych kotwic!
Zaklął ohydnie, błyskając oczyma i podnosząc kamień nad głową.
„Biali Bracia“ nie wiedzieli, co mają robić z awanturnikiem.
Murzyn, spostrzegłszy zamieszanie, schwycił Lizę za ramię i szarpnął ku sobie.
Z gromadki wystraszonych chłopców z przeraźliwym krzykiem wybiegł Enriko Kastellar i w mgnieniu oka runął na majtka.
Pijak nie zdążył nawet puścić dziewczynki i cisnąć kamienia, gdy już potoczył się na ziemię, ugodzony pięścią w brzuch i szczękę.
Zakonnicy rzucili się natychmiast na leżącego awanturnika i obezwładnili go.
Nad powalonym murzynem stał z zaciśniętemi pięściami Enriko, gotowy do nowego ataku. Nogi wparł mocno w ziemię, pochylił się i naprężył wszystkie mięśnie.
Nadbiegł policjant, założył majtkowi kajdanki i, poganiając pałką, poprowadził do komisarza.
Wszyscy otoczyli małego mulata i z podziwem patrzyli na niego.
Enriko wyprostował się i podniósł głowę.
— Widzieliście? — spytał. — Znam się na boksie lepiej od wszystkich chłopców w szkole. Nie radzę nikomu obrazić mnie!
Powiedział to spokojnym głosem, w którym brzmiała jednak wyraźna pogróżka.
— Dziękuję ci, Enriko! — zawołała Liza. — Stanąłeś dzielnie w mojej obronie, a temu pijakowi dałeś dobrą nauczkę!