Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/224

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XVIII.

Trzy miesiące spędził kapitan w ciężkiej pracy, o której prawie nikt nie wiedział. Posłyszano o niej dopiero z dzienników, które pewnego popołudnia rozkrzyczały po całej Hiszpanji, że samolot wojskowy „Dornier“, pilotowany przez kapitana sztabu generalnego Kastellera, zakończywszy nader pomyślnie lot okrężny, przeleciał nad morzem Śródziemnem i rozpoczął raid afrykański.
Narazie, jak to zwykle bywa, dzienniki i publiczność interesowały się losem odważnego lotnika, lecz wkrótce wzmianki o nim ustały, a w kilka dni później czytelnicy zapomnieli, że jakiś tam oficer zdobywa wielkie przestrzenie, szybując nad czarnym lądem.
Coprawda — nad Europą mknęły już wówczas pierwsze pomruki burzy wojennej, gotowej lada chwila rozpętać się z całą siłą. Któżby tam myślał o samotnym, odważnym szaleńcu?!
Tymczasem Enriko Kastellar, przebywając duże etapy, zbliżał się do kolonji, gdzie się urodził i rozpoczął życie świadome, przynoszące mu w darze niebywałe powodzenie, ale żądające za nie ciężkich mąk.
Pewnego dnia, tuż przed zachodem słońca, w stolicy kolonji powstała wrzawa.
Żołnierze załogi, uizędnicy, murzyni, murzynki, sam gubernator i jego adjutanci zadzierali głowy i przyglądali się ogromnemu ptakowi, krążącemu nad morzem i miastem. Ostatnie szkarłatne promienie zachodzącego słońca zaróżowiły szeroko rozpostarte skrzydła i długi korpus statku powietrznego. Z głuchym warkotem, przechylając się z jednego boku na drugi, szybował, to zniżając się niemal do wierzchołków drzew, to krętą spiralą wśrubowując się wzwyż. Lotnik badał teren, szukając dogodnego miejsca do lądowania. Widocznie znalazł