Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/26

Ta strona została przepisana.

— Ach, już jesteś tu, Enriko? — posłyszał głos generała. — Siadaj, proszę!
Mulat usiadł i czekał na rozpoczęcie rozmowy.
— Mój drogi — rzekł gubernator — masz już 16 lat i świetnie skończyłeś szkołę. Muszę zakomunikować ci przyjemną nowinę. Po naradzie z prefektem postanowiliśmy wysłać cię do Madrytu na wyższe studja. Myślę, że byłoby najlepiej, abyś wstąpił do szkoły kolonjalnej. Zdobywszy dyplom, będziesz miał zabezpieczoną posadę w swojem środowisku.
Enriko Kastellar milczał. Zrozumiał, że przeczucie nie zawiodło go. Będzie musiał rozstać się wkrótce z Lizą.
— Czyż nie jesteś zadowolony z tak zaszczytnej nagrody? — spytał generał, ze zdziwieniem patrząc na milczącego młodzieńca.
— Dziękuję, panie gubernatorze! — odparł Enriko smutnym, zgaszonym głosem.
— No, to się bardzo cieszę! — zawołał gubernator i zdjął okulary. — Chcę cię jednak uprzedzić o pewnych warunkach, które będziesz musiał podpisać w mojej kancelarji.
Mulat podniósł oczy na mówiącego.
— Warunki?... — szepnął.
— Tak! Mamy taki przepis, wykonywany we wszystkich podobnych wypadkach — odparł gubernator. — Hm... hm... Ta rozmowa może ci sprawić przykrość, Enriko, lecz trudno — musimy ją doprowadzić do końca...
Młodzieniec milczał, w oczach jego zaczaiła się nieufność.
— Nie wątpię, że nie znasz swego pochodzenia, Enriko... — rozpoczął generał, przygotowując się do rozwinięcia swej myśli.
Mulat powstał nagle i podszedł do gubernatora.