— „Carcel de amor“? — szepnął.
— Tak! — kiwnęła główką... — Przypomnij ją sobie dobrze, Enriko!
Spłonął cały rumieńcem i oczy spuścił.
— Boże! — pomyślał. — Tam była miłość... miłość na całe życie...
Zrozumiał teraz, ku czemu popychała go Liza.
W tej chwili warta zaczęła wygrywać sygnał wieczorny, a żołnierz spuszczał flagę, powiewającą na maszcie nad pałacem.
Żółto-czerwona płachta z godłem dumnej Hiszpanji. Przed nim, bękartem, stała senorita Liza Floridablanca, córka generała i gubernatora.
— Lizo, — szepnął młodzieniec, lecz na tarasie zjawił się właśnie don Miguel i zawołał:
— Córeczko, zrywa się zimny wiatr! Powracaj do domu!
— Ojcze, nie skończyłam jeszcze rozmowy z Enriko! — odparła stanowczo i tupnęła nóżką.
— Madonna! — mruknął generał. — Ta dziewczyna posiada nadmiar charakteru i temperamentu!
Nieraz rozmyślał nad tem don Miguel i wzdychał żałośnie na myśl, że, owdowiawszy wcześnie, musiał dźwigać na swych barkach ciężar odpowiedzialności za wychowanie córki — jedynaczki.
— Cóż milczysz, Enriko? Odpowiedz mi! — nalegała Liza, nie spuszczając wzroku z zamglonych oczu mulata.
Stali tak blisko siebie, że generałowi wydało się, iż złączeni są uściskiem ramion.
Wzdrygnął się na tę myśl, lecz, przekonawszy się, że wzrok pomylił go, uspokoił się trochę i pomyślał:
— A przecież dobrze się stało, że Enriko odjeżdża!
Narazie był przeciwny przyjaźni córki z kolegą szkolnym — jakimś tam mulatem bez przyszłości, lecz z jednej
Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/34
Ta strona została przepisana.