Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/43

Ta strona została przepisana.

— Ze smutkiem przekonałem się, Joze, że nauka miłości i pokory Chrystusa-Zbawiciela nie złagodziła twego serca! — zawołał z oburzeniem obecny przy rozmowie brat Ambroży, stary, surowy mnich.
Ojciec-prefekt z wyrzutem spojrzał na zakonnego brata, bo czuł, że nie na miejscu i nie na czasie zabrzmiał gorzki wyrzut. Nie pomylił się mądry, zawsze wyrozumiały „Biały Brat“. Joze Faruba targnął głową, jak koń niesforny, i odparł ze złośliwym śmiechem, pokazując białe kły i mrużąc oczy:
— Hiszpanja — ta dopiero złagodniała pod wpływem nauki Chrystusa! Wytępiła w kolonjach trzy czwarte murzynów i innych szczepów; z królów, wielkich kapłanów i walecznych książąt porobiła bydło robocze, a z potomków królewskich chce mieć policjantów, którzyby tęgo walili po łbach murzynów za niezapłacone podatki lub za to, że nie pragną wcale, aby ich bito przy bylejakiej okazji! Cha-cha-cha!
Na tem się rozmowa urwała. Joze Faruba zniknął. Niebawem doszły pogłoski, że istotnie popłynął do Brazylji i Argentyny na parowcu „Infanta Beatrice“ z ładunkiem żywego srebra, wina i owiec.
Enriko nie wiedział, co ma odpowiedzieć Lizie. Wreszcie mruknął:
— Ojciec-prefekt znajdzie dla mnie pracę...
Żachnęła się nagle i załamała rączki ruchem rozpaczy.
— Enriko Kastellar pozostanie na zawsze w kolonji? — spytała z wybuchem. — Może zamierza pracować na poczcie? U komisarza Lopeza w policji? W biurze więziennem? W szkółce wiejskiej?! Enriko! Enriko! Cóżeś powiedział!!
Spuścił głowę i milczał, zmieszany i bezprzyczynnie zawstydzony, uporczywie rozmyślając nad powodem oburzenia przyjaciółki.