Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/67

Ta strona została przepisana.

Stosy jaskrawych owoców na straganach i wózkach, bijąc w oczy orgją barw, kosze z kwiatami śmiały się do gorących, złotych promieni słonecznych.
Enriko Kastellar, porwany nieskończonym potokiem ludzkim, szedł z radosnemi błyskami w oczach i z uśmiechem na twarzy oglądał przechodniów, zatłoczone kawiarnie, wózki z kwiatami, bananami i pomarańczami, od czasu do czasu podnosząc wzrok ku lazurowemu niebu, przetkanemu złotemi, świetlanemi nićmi. Przed oczami jego przesunęło się piękne płótno Murilla, który na palecie swej miał te błękity o złocistych, gorących odcieniach.
Instynktownie kierował się ku Plaza des Cortes. Przystanąwszy przed Cervantesem, zdjął kapelusz. W milczącej ekstazie wdzięczności przemawiał do niego głosem duszy, szepcąc bezdźwięcznie:
— Alonso el Bueno, dziękuję ci, żeś mnie nauczył i natchnął! Alonso Dobry!
Rzuciwszy raz jeszcze spojrzenie na postać wielkiego pisarza, wyszedł na Paseo del Prado, ominął muzeum i wszedł do parku Retiro. Olbrzymie drzewa, przywiezione tu przez odważnych konkwistadorów i marynarzy ze wszystkich krańców ziemi, rzucały orzeźwiający cień na usypane żwirem lub asfaltowane ścieżki. Wszędzie spostrzegał tłumy wypoczywających ludzi i dzieci. Była to sobota, więc, korzystając z tego, że praca w biurach i urzędach skończyła się wnet po południu, urzędnicy z rodzinami obozowali w parku. Siedzieli w cieniu palm, leżeli na trawnikach. Przynoszono tu kosze z jedzeniem, winem i wodą. Przekupnie, sprzedający owoce, łakocie, kiełbaski, chleb i lemonjadę, kręcili się wszędzie, zachwalając swój towar.
Mulat szedł wolno alejami parku, patrząc i słuchając nawpół przytomnie. W duszy niósł cały świat — od-