Miał do tego swoje powody, a tak poważne, że pogarda przechodziła nieraz w uczucie nienawiści.
Pierwsze już przygody miłosne młodego mulata, wrażliwego i czujnego, zraziły go do Hiszpanek.
Wkrótce po przyjeździe do stolicy poznał się z młodą, zwinną, jak wąż, tancerką uliczną. Występowała po podwórkach, na „feria“[1] i przed staroświeckiemi „casas de viajeros“[2], posługując się pseudonimem „Płomyczek“.
Poznawszy przystojnego, o twarzy oliwkowej i pięknych oczach Enriko, tancerka nie zwlekała bynajmniej z nawiązaniem z nim romansu, zupełnie niezawiłego i żywiołowego niemal. Ponieważ nie chciała przyjmować od niego pieniędzy, a nawet drobnych upominków, więc student zaprosił ją pewnego razu do teatrzyku, po którym obiecywał poczęstować ją wyborną kolacją z winem w przytulnej restauracyjce przy placu Izabeli...
Dziewczyna potrząsnęła głową przecząco.
— Nigdy! — szepnęła. — Co sobie pomyślą ludzie, gdy ujrzą mnie z mulatem?! Musisz to zrozumieć, querido[3].
Podobnie mówiły inne kobiety. Mogły, spotkawszy się na ulicy, rozmawiać z nim przelotnie, lecz żadna z nich nie zgodziłaby się iść obok niego przez miasto.
Nie przeszkadzało im to jednak spotykać się z mulatem w nocy, gdy mrok ukrywał wszystkie oblicza, oddawać mu się i czuć zmysłową radość i uniesienie, zato przy świetle — czy to słońca, czy lamp elektrycznych, budziło się w nich odrazu uczucie jakgdyby pogardy dla tego pięknego młodzieńca o oczach ognistych, o czole marzycielskiem i skórze ciemno-oliwkowej, dręczył