dreszcz wstydu i gorycz poniżenia, chociaż przed chwilą w omdleniu namiętnem tuliły się do niego.
Enriko rozumiał, że wszystkie pospolite teorje o fizjologicznym wstręcie do ciemnoskórych ludzi, jakoby wrodzonym Hiszpanom, były obłudnemi bredniami i ohydną hipokryzją.
Te kobiety należały wszak do niego i same błagały o nowe spotkanie.
A biali ludzie czynili przecież swemi kochankami czarne i czerwonoskóre kobiety i spędzali z niemi długie nieraz lata?
Było w tem coś fałszywego i sztucznego, nad wyraz.
Gdy rozmyślał nad tem po przeczytaniu kartki nieznajomej blondynki, mimowoli zgadzał się z teorją don Jeronima Atocha.
— Gdyby murzyni Njam-Njam, Bantu, Sussu lub Zulusi potrafili w swoim czasie ugiąć karki białych ludzi i, pobrawszy branki, wytworzyć przez szereg lat lub wieków mieszaną rasę — to żadna kobieta nie śmiałaby odczuwać pogardy dla mulatów!
Zamyślony powracał do domu. Przechodził właśnie koło bazyliki królewskiej, bardzo starożytnej budowli, wzniesionej w wieku XVI przez powiernika Karola V, Diego Hurtado de Mendoza, autora wesołego i zjadliwego „Lazarillo de Tormes“. Ten sam Mendoza — niedoszły mnich, a potem twórca romansu w stylu „gusto picarresco“[1], napisał „Guerra de Granada“ — historję powstania Maurów. Enriko znał ją i pamiętał dobrze, z jakim szacunkiem opisywał Mendoza rycerskie czyny potężnych, bronzowych i prawie czarnych najeźdźców z poza gór Atlasu i z głębin Azji.
- ↑ Żartobliwy styl, bardzo rozpowszechniony w literaturze hiszpańskiej.