Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/83

Ta strona została przepisana.

Zupełnie naga, na głowie miała jaskrawą, niebieską w żółte kwiaty chustkę, związaną węzłem murzyńskim, ni to fantastyczny, grzeszny kwiat o kształtach drażniących i zmysłowych. Wąski sznurek różnokolorowych paciorków opasywał wysmukłe biodra.
Siedziała nieruchomo, sztywna i wyprostowana. Podobna była do orgjastycznego posążka z ciemnego agatu i, jak ten czarny, mistyczny kamień, otaczała ją rodząca niepokój tajemnica. Wpatrywała się zagadkowym wzrokiem w twarz gubernatora. Cienkie foremne ramię, jak wiotka liana, miarowo kołysało się w półzmroku, gdy pociągała ku sobie sznur wachlarza, a wtedy ruchowi temu wtórowały lekkiem drżeniem małe, zuchwale wyprężone piersi. Z podwiniętemi pod siebie nogami, ze skamieniałem w zaczajonym bezruchu ciałem, wykonywała jednostajne, rytmiczne wahania prawą ręką, jakgdyby przywołując do siebie, i patrzyła niemigającym wzrokiem, — niby zabawka mechaniczna, poruszana sprężyną.
Nagle oczy jej błysnęły, rozchyliły się grube, purpurowe od barwnika wargi, odsłaniając białe zęby, na chwilę zżymnęła się cała i przeciągnęła się leniwie, jak kotka.
Mała murzynka z pewnością wiedziała, poco posłał ją tu jeden z „czauszów“, a zrozumiała, że nadeszła oczekiwana chwila.
Nie mógł zmylić jej instynkt dzikiej kobiety, namiętnej zawsze i nigdy niesytej.
Wnet spostrzegła, że źrenice strasznego generała zwęziły się gwałtownie, a usta wykrzywił mu skurcz lubieżny. Już niczego się nie obawiając, porzuciła sznur, wstała i, podniósłszy ręce nad głową, wyprężyła się cała — od umalowanych paznogci stóp aż do drgających końców barwnej chustki i wąskich dłoni.