zraniony. Gdy mi go przyniesiono, dobiłem go, uderzywszy go głową o żelazną burtę szalandy. Po kwadransie spojrzałem na swoją zdobycz, rzuconą na dno łodzi. Mój brodziec stał na obydwu nogach, wyprostowany i nieruchomy, niby czatujący na ryby. Dobiłem go powtórnie. W godzinę później ptak znowu się podniósł i stał, jakgdyby nic mu się nie przytrafiło. Zostawiłem go w spokoju, postanowiwszy oddać go do uśpienia chloroformem swemu preparatorowi, i poszedłem na kolację. Gdy powróciłem po ptaka, nie znalazłem go już w łodzi, — odleciał.
Nieraz podbijałem gęsiom skrzydła, a one biegły przez kilkanaście minut, lecz później zrywały się do lotu i znikały mi z oczu.
A przecież strzelałem ptactwo N. 4 angielskiego śrutu z tak wspaniałej broni, jaką jest dubeltówka Coxwell and Harrison, kaliber 12! Nie dziw więc, że cały arsenał amunicji trzeba wieźć ze sobą do Afryki.
Muszę zaznaczyć bardzo interesujący szczegół ornitologiczny. Za cały czas naszego pływania po Nigrze i po innych rzekach ani razu nie spotkaliśmy znanych w Europie i Azji gatunków gęsi i kaczek. Widocznie jesienne przeloty tych ptaków z Europy odbywają się nie dalej od delty Nilu i północno-zachodniej Afryki.
Spotykane tu gęsi były miejscowego pochodzenia, a mianowicie — dwie odmiany gambijskiej gęsi (Plectropterus Gambensis, Linn.); kaczki należały do rodz. Dendrocycna viduata, L. — mały ptak, nie mający więcej od 40 centymetrów długości. Co się tyczy brodźców, to na terenie zachodniej Afryki podzwrotnikowej
Strona:F. A. Ossendowski - Wśród czarnych.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.