Laboratorjum zootechniczne, zorganizowane przez gubernatora Sudanu, wyrabia dostateczną ilość surowicy dla walki z epidemją. Choroba ta jest już zwalczona w całej kulturalniejszej części Sudanu, lecz zniszczyć jej całkowicie nie można, gdyż Maurowie z Sahary i tubylcy z dalekich, północnych obwodów Sahelu przypędzają tu swoje bydło, nieraz nową szerząc zarazę.
Laboratorjum jest urządzone bardzo umiejętnie, a trzech lekarzy weterynaryjnych nie szczędzi sił i czasu na uporczywą i owocną pracę teoretyczną i praktyczną.
W celu zwiększenia pomocy weterynaryjnej ludności przy laboratorjum założono szkołę weterynarji dla tubylców; buduje się nowy gmach, aby można było znacznie zwiększyć liczbę uczniów. Tubylczych weterynarzy administracja rozrzuci potem gęstą siecią po całym kraju aż hen! do progu Sahary i wtedy potrafi zabezpieczyć ludność od wielkich nieraz strat, gdy epidemja zaczyna dziesiątkować stada bydła i baranów. Bydło stanowi bogactwo Sudanu. Sudańska rasa byków i krów jest bardzo ładna, mająca cechy rasy kulturalnej.
Obok walki z „peste bovine“ laboratorjum opracowuje sposoby walki z jadowitemi wężami, szczególnie z czarnym wężem „naja“, który jest afrykańską odmianą okularnika indyjskiego. Ten wąż, oprócz bardzo niebezpiecznego ugryzienia, nieraz pluje w oczy swej ofierze, dlatego też Francuzi sudańscy nazywają go „serpent cracheur“. Ślina węża nie jest bardzo niebezpieczna, lecz w każdym razie jadowita, gdyż u człowieka wywołuje zapalenie błony śluzowej oczu; lekarze laboratorjum nieraz to na samych sobie doświadczyli.
Strona:F. A. Ossendowski - Wśród czarnych.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.