ście… Lecz… kiedyż nastąpią te czasy? Kiedyż przyjdzie ten złoty wiek, kiedy panować będzie wszechwładna, jedyna dla wszystkich moralność, tak doszczętnie teraz zapomniana, pogardzona, odrzucona dla interesów i płonnej nadziei osobistego dobrobytu jednostek i egoistycznych ugrupowań państwowych? Kiedyż zapomną ludy szatańską etykę Nietzschego, który ze zwierzęcą brutalnością i bezczelnością wygłosił formułę: „Popchnij słabszego“?
Lecz dość tych pytań! Wszak wczoraj jeszcze czytałem dość świeże ostatnie dzienniki i wykrzyknąłem w rozpaczy:
„Wolę prażyć się przez całe życie pod złowieszczem słońcem tropikalnej Afryki, wolę być zjadanym przez moskity, termity i gryzące muchy; wolę chorować na febrę i dyzenterję; wolę znosić wszelkie trudy i niebezpieczeństwa, aby nie widzieć tego obłędu Europy, wpadającej w stan nieuleczalnego marazmu, na którym jak ohydne grzyby na gnijącem drzewie wyrastają bolszewizm, egoizm i niemoralność osobista i społeczna“!
Dość tego! Powróćmy do paradoksów…
Przez dżunglę i zarośla Sudanu, jak wszędzie tu, przebiegają znachorzy i czarownicy, szukający leczniczych tajemnych traw i ziół. Lecz febra, lues, wola (opuchanie glandula thiroidea), słoniowa choroba (elephantiasis), niezwykłe rozrastanie kości nosa, czoła i setki innych chorób grasowały tu. Teraz są już one ujęte w karby. Lekarze i szpitale pracują usilnie, ba-
Strona:F. A. Ossendowski - Wśród czarnych.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.