na tem polowaniu nie zabito. Mówię tylko o nas — białych myśliwych. Czarni zaś napolowali się znakomicie.
To tradycyjne polowanie odbywa się w sposób następujący. Książęta kantonów zwołują myśliwych ze wszystkich wiosek swego obwodu i wydają rozkaz stawienia się w określonem miejscu. Przez całą noc większe i mniejsze oddziały półnagich myśliwych, uzbrojonych w łuki, zatrute[1] i niezatrute strzały, oszczepy, włócznie i długie skałkowe strzelby, prowadząc na smyczach małe, śmigłe i zwinne pieski, do małych, angielskich chartów podobne, maszerują przez brussę przy dźwiękach piszczałek z rogów antylop lub małych skrzypeczek, o głuchych, dyskretnych tonach. Nad ranem na czele tych oddziałów myśliwskich stanęli szefowie mniejszych obwodów i właściciele większych posiadłości.
Wspaniałe, wojownicze i barwne postacie, piękne posągi konne.
Zdawało się, że cała burzliwa historja czarnych wojowników kontynentu afrykańskiego odzywa się w tych malowniczych jeźdźcach, uzbrojonych w miecze i włócznie — broń, którą, być może, widziała kiedyś Europa, gdy na nią spadała powódź nieznanych najeźdźców od Wschodu, albowiem jego potężni władcy zawsze lubowali się w czarnych, niby ze spiżu wykutych wojownikach; widziały tę broń amfiteatry i cyrki rzymskie i bizantyńskie, gdzie podczas potyczek gladjatorów i walk niewolników z drapieżnemi zwierzętami obficie lała się krew z czarnych, muskularnych ciał ludzi z Afryki.
- ↑ Murzyni zatruwają strzały przeważnie sokiem drzewa Strophantus hispidus i S. sarmentosus, działającemi na serce.