został zaatakowany przez stado dużych antylop, większych od mułu; były to Bubalis maior, o niezgrabnych ruchach i dziwacznie wygiętych rogach. Co do mnie, to oprócz polowania, długo przyglądałem się przez lunetę pasącym się, rzadkim już obecnie dużym, ciemnoszarym antylopom, Sing-Sin, jak je nazywają murzyni. Ich łacińska nazwa jest — Cobus defassa. Widziałem też zgrabną sylwetkę Oreas Derbyanus, nazywanego przez Anglików — Elan the Derby. Murzyni nazywają to piękne zwierzę — „dyinki dianka“, a jego olbrzymie rogi, ważące do 20 kg, zdobyłem już przedtem w dolnej Gwinei.
Błąkając się po brussie i krążąc po drogach, prowadzących do Korogho i Kong, spotykałem ślady lwów, lampartów i hien, a w gąszczu krzaków „karite“ zamajaczyła mi raz jeden na chwilę dziwna postać. Nie była to hiena, gdyż nie miało to zwierzę podniesionej przedniej części ciała i opuszczonej ku ziemi głowy. Był to raczej pies o wielkich uszach, z pewnością — dość rzadki tu Licaon pictus, daleki potomek psa i hieny, bardzo do australijskiego „dingo“ zbliżony, a jeszcze bardziej do mieszańców czarnych, olbrzymich psów mongolskich z płowemi, prawie białemi wilkami, spotykanych przeze mnie na całej przestrzeni pomiędzy grzbietem Tannu-Ola a północną granicą Gobi.
Dziwi mnie bardzo, że w ciągu pół roku mojej podróży po zachodniej Afryce słyszałem wszędzie ponure wycie hien, lecz ani razu — szakali, chociaż są one tu podobno dość pospolite, i nasz kinoaparat złapał je na film. W 1924 roku, gdy podróżowałem po północy Afryki, — szakale często dawały koncerty nocne, tu
Strona:F. A. Ossendowski - Wśród czarnych.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.