komendanta p. A. Fortin, dowcipnego autora i dawnego oficera marynarki, znającego dobrze tę dżunglę, do której zdążaliśmy. Bardzo przyjemne chwile spędziliśmy w rodzinie p. A. Kuleń-Sławińskiego, sekretarza konsulatu.
Za poradą nowych naszych znajomych postanowiliśmy płynąć małym holenderskim statkiem „Kilstroom“. Gdy poszedłem obejrzeć ten okręt, byłem przerażony.
— Ta mała, czarna, prawie do wierzchu burty pogrążona w wodzie łupina, ma płynąć bez przerwy 12 czy 14 dni burzliwym o tej porze Atlantykiem? Co będzie z moją żoną? — myślałem z rozpaczą, patrząc na „Kilstrooma“.
Wyboru jednak nie było, a więc już nazajutrz płynęliśmy żółtą, mętną Garonną, wyglądającą bardzo smutnie, bo padał zimny jesienny deszcz.
Po kilku godzinach żeglugi znikły brzegi, powiał silniejszy wiatr, jęczeć zaczęły mewy — byliśmy już na oceanie.
Fale stawały się coraz większe, a wiatr huczał i gwizdał wśród olinowania naszego po uszy naładowanego statku.
Lecz to właśnie było przywilejem naszego „Kilstrooma“.
Był ciężki, siedział głęboko i solidnie, jak na Holendra prawdziwego przystało.
Najwścieklejsze fale tylko zlekka podnosiły i waliły na bok nasz mały stateczek. Nikt z nas nie chorował na morską chorobę przez cały czas trwania podróży.
„Kilstroom“ — był to towarowo-pasażerski statek,
Strona:F. A. Ossendowski - Wśród czarnych.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.