Gdy wszystko było skończone, zjawił się administrator i kazał wójtowi przejść się po wszystkich ulicach wsi i zajrzeć do każdej zagrody.
Po kilku minutach za wójtem, zanosząc się od śmiechu, z krzykami, śpiewem i tańcami walił tłum, nie szczędząc dowcipów i drwin. Najgorszą jednak poniewierkę dla wójta obmyśliły kozy, bo otoczyły go i objadały liście tego „chodzącego drzewa“.
Być może, że ktoś nastrojony sceptycznie, powie:
— Niezawsze jednak bywa tak dobrze i sielankowo, bo pamiętamy niedawno zakończony rozlew krwi w wojnie marokańskiej, prowadzonej przeciwko Abd-El-Krimowi!
Na to odpowiem, że wojna marokańska nie była wojną wewnętrzną kolonjalną. Abd-El-Krim był „mahdi“, „mieczem proroka“ spełniającym rozkaz rady panislamistów. Był to ruch wszechmuzułmański, międzynarodowy, popierany moralnie i materjalnie z Indyj, Afganistanu, Persji, Turcji, Egiptu i zawsze bacznej na wszelkie ruchy antyeuropejskie, antycywilizacyjne i antychrześcijańskie Rosji sowieckiej.
Gdyby podobna wojna wybuchła naprzykład w Gwinei, byłaby zakończona w ciągu kilku dni bez echa w Europie. Lecz gdyby wojna z Abd-El-Krimem nie była zlikwidowana do reszty, obecnie bylibyśmy świadkami rozlewającej się pożogi wojennej i krwi przelewu na całej północy Afryki — w Egipcie, Persji, Turcji i w Indjach.
Wojna marokańska więc nie była epizodem kolonjalnym, lecz wybuchem panislamizmu, zjawiskiem międzynarodowego znaczenia.