wodę w blaszance od nafty. Szedł właśnie od kranu wodociągowego w najstraszniejszy upał, a czuł się wybornie ze swoją blaszanką na kędzierzawej, krótko ostrzyżonej główce, ponieważ blaszanka była w kilku miejscach dziurawa, a cienkie strugi wody zlewały hebanowe ciałko dzieciaka. W ten sposób mógł pracować, mieć przyjemną kąpiel, a jednocześnie cośniecoś wody do domu przynosił. Był to zabawny a bardzo miły obrazek.
Dopłynęliśmy do Konakry późną nocą. Woddali na tle bujnej, gęstej roślinności migają światła w porcie. Żona moja dała na statku pożegnalny koncert, wymieniliśmy z p. J. Soeters, kapitanem naszego „Kilstrooma“, pożegnalne mowy, poczem udaliśmy się na spoczynek. Wczesnym rankiem byliśmy już w Konakrze, gdzie władze francuskie, uprzedzone o przybyciu mojej ekspedycji przez nader uprzejmego p. Carde’a, zarezerwowały dla nas pokoje w hotelu. Po oficjalnych wizytach i przyjęciu, urządzonem przez p. Simona, zastępcę gubernatora Gwinei, rozpoczęliśmy czynne życie.
Zwiedziliśmy wyspę Tamara, jedną z archipelagu Loos. Jest to masyw bazaltowo-laterytowy, pokryty bujną roślinnością. Na północnym jej końcu wznosi się na skale latarnia morska, a w środkowej części — więzienie, jedno z najcięższych w kolonjach, gdzie pokutuje około 250 największych zbrodniarzy.
Brzmi to ponuro i przerażająco.
Jednak z tymi „zbrodniarzami“ poznaliśmy się tuż u stóp latarni morskiej. Posłano ich po nas z hamakami, aby zanieśli nas do swojej przymusowej siedziby, którą chcieliśmy obejrzeć, korzystając z uprzejmości
Strona:F. A. Ossendowski - Wśród czarnych.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.