Strona:F. A. Ossendowski - Wśród czarnych.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.

inspektora więzienia p. Pourroya, towarzyszącego nam w tej wycieczce. Droga szła przez gęste zarośla krzaków z rozrzuconemi tu i owdzie domkami tubylców polami manjoku, plantacjami bananów i kokosów. Zdobyliśmy olbrzymią czerwoną stonogę, długości 20 cm, kilka gatunków motyli i mrówek i wreszcie dotarliśmy do więzienia — „najcięższego w kolonjach“. Niewysoki mur, ubity z gliny, otaczał obszerny plac ze stojącemi na nim chatami tubylców i długim budynkiem z szeregiem zamkniętych drzwi. Brama więziennego podwórza była otwarta naoścież, a czarni więźniowie pracowali na polu, w lesie lub w warsztatach koszykarskich. Kilku zaledwie strzelców senegalskich stanowi straż więzienną. W celach pozostają pod kluczem tylko ci, którzy przekroczyli przepisy więzienne lub odznaczyli się niepohamowanym, gwałtownym charakterem. Otworzono cele, abyśmy się mogli przyjrzeć zbliska tym typom; p. Pourroy razem z nami obchodził cele, przyjmując reklamacje więźniów. Byli tu, jak już zaznaczyłem, najstraszliwsi zbrodniarze, mordercy, złodzieje bydła, dezerterzy i t. p. Wszyscy jednak byli spokojni i bardzo łagodni.
Na cześć mojej żony p. Pourroy wypuścił z pod klucza dwóch więźniów, przenosząc ich na ogólny régime, czyli do zwykłych chat murzyńskich, z trybem i układem życia domowego. Gdy patrzyłem na to więzienie, na aresztantów-zbrodniarzy, na wijącą się wężową linję wyspy Tamara, gdy słuchałem reklamacyj więźniów, myśl moja mimowoli przeniosła się daleko na północny wschód, na inną wyspę wygnania, — na daleki Sachalin.