i mrówki „manjan“ pniach; zżółkłe liście tworzą pejzaż późnej jesieni, ale to zima już, bo mamy styczeń i temperatura nieraz w południe dochodzi do… +54° C!
Martwy, dziki, ponury krajobraz! Wydaje się nam, że jesteśmy na innym jakimś globie. Może na księżycu, wtedy, gdy się już zaczął smutny okres jego umierania, długiego a beznadziejnego.
Lecz dochodzimy pewnego dnia do potężnej, wartkiej i głębokiej rzeki Bafing, stanowiącej początek olbrzymiego Senegalu. Zielona woda, pełna ryb, płynie w wysokich brzegach, porośniętych lasem lub chaszczami trzcin. Niekiedy olbrzymie skały przegradzają łożysko, a o wschodzie słońca można tu spotkać śpiące krokodyle, a nawet hipopotamy.
Warto byłoby zatrzymać się tu i zapolować, lecz zbyt dużo czasu strawiliśmy w Gwinei, a muszę zajść jeszcze bardzo daleko, bo tak sobie postanowiłem. Droga przed nami długa i ciężka, a więc nie czas na rozrywki i długie popasy, chociażby nawet dla hipopotamów! Z niemi jeszcze się spotkamy…, jestem o to spokojny, bo prowadzę swoją ekspedycję wprost do „raju myśliwskiego“, gdzie niema wsi i dróg, a gdzie stada antylop i bawołów swobodnie błąkają się i żerują wszędzie. Tam właśnie będą grzmiały wystrzały naszych karabinów!
A chwilowo niech się schowa myśliwy, natomiast niech rozejrzy się po okolicy przyrodnik, etnograf i pisarz, w którego duszę wsiąkają krajobrazy, ludzie, szczepy, zwierzęta, ptaki i owady; niech warczy korba aparatu filmowego i z suchym szmerem zamyka się
Strona:F. A. Ossendowski - Wśród czarnych.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.