Stary Samutan kupił przed laty dobry, amerykański pięciostrzałowy karabin, którego wszyscy mu zazdrościli. Nabył go przypadkowo. Koczował wtedy nad brzegiem Waranger-Fjordu i spostrzegł nagle stojący na kotwicy kuter amerykański. Postanowił odwiedzić statek, aby sprzedać wiązkę sześćdziesięciu skórek bielutkich gronostajów. Targując się z Amerykanami, spostrzegł karabin, oparty o maszt i, oceniwszy wmig jego zalety dla łowca, zaproponował zamianę, na którą właściciel strzelby chętnie przystał. Był to wspaniały nabytek. Nikt z łowców kolskich nie był lepiej od Samutana uzbrojony, bo myśliwy miał teraz dwie bronie: starą strzelbę na małego zwierza i ptactwo, na grubą zaś zwierzynę — niezawodny karabin amerykański.
Muto raz jeszcze przetarł go starannie, naoliwił naftą; oczyścił starą flintę, złożył do skórzanej torby naboje, blaszanki z prochem, kapiszony i kulki, pakuły, butelkę nafty, paczkę zapałek, hubkę z krzesiwem i maść na rany, sporządzoną przez matkę z łoju borsuczego i ziół, rosnących na zboczach urwistego Lawoczoru, którego szczyt widniał na wschód od jeziora Imandry, gdy słońce świeciło jasno.
Drugą torbą zaopiekowały się kobiety — matka Muta i starsza siostra chłopca, dwudziestopięcioletnia, kulawa Ramna. Układały do torby sól, placki z mąki razowej, cegiełki herbaty prasowanej, wędzoną słoninę, suche ryby, kociołek, dwa kubki, łyżkę drewnianą, dwie miski — jedną dla Muta, drugą dla psa i różne potrzebne do życia w puszczy drobiazgi.
One też opatrzyły i sporządziły „kiereże“ — ma-
Strona:F. A. Ossendowski - W krainie niedźwiedzi.djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.