Strona:F. A. Ossendowski - W krainie niedźwiedzi.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

Muto szepnął do pieska:
— Haj, Wou!
Szpic zerwał się z ziemi z głośnem szczekaniem.
Biegał i skakał dokoła świerka, drapał łapami korę i ujadał wściekle.
Kuna, zdumiona i zaciekawiona, wybiegła na sam koniec gałęzi i pałającemi oczkami wpatrywała się w szalejącego na dole pieska. Trwało to kilka chwil zaledwie, bo po drugim strzale małego łowca, spadła, ześlizgując się z gałęzi na gałąź.
Muto był ucieszony z pięknej zdobyczy.
Nie miał jednak czasu oddawać się radosnym uczuciom, gdyż na odgłos jego strzałów zbiegały się zewsząd ciekawe popielice. Śmigały na śniegu, skakały wśród gałęzi, czepiały się kory drzew, zbliżając się coraz bardziej.
Muto gwizdnął przeciągle. Wołał Nao. Mogła mu być potrzebna.
Suka przybiegła natychmiast i stanęła przed myśliwym, czekając na rozkaz.
— No, pieski, urr! — zawołał, nabijając strzelbę.
Szpice jęły biegać wokół i szczekać.
Popielice znieruchomiały i, kołysząc się na gałęziach, przyglądały się hałasującym intruzom.
Muto strzelał raz po raz, celując starannie i dbając o to, aby nie zużywać bez skutku prochu i kulek.
Na niewielkiej przestrzeni zdobył trzydzieści skórek popielicowych, zanim ciekawe zwierzątka zrozumiały grożące im niebezpieczeństwo. Nie zwracając już uwagi na ujadające psy, mknęły teraz, przenosząc się z drzewa na drzewo i znikając w dalekich ostępach.