nie psów, tupot ciężkich łap i łomot rozrzucanych pni i gałęzi.
Muto, wziąwszy w zęby nóż i trzymając karabin w pogotowiu, wyjrzał przez otwór.
Niedźwiedź walczył z psami.
Szpice, widząc swego pana w niebezpieczeństwie, usiłowały odwrócić uwagę zwierza od barłogu. Narażając swe życie, atakowały olbrzyma, skubiąc go ztyłu i wyrywając mu kudły.
Z karku Wou spływała już struga krwi od zadraśnięcia pazurem, lecz szpic nie przerywał bitwy.
Z drugiego boku nacierała Nao. Przyskakiwała co chwila i szarpała niedźwiedzia, który odpowiadał na zadawane mu rany coraz wścieklejszym rykiem i próżno przeszywał powietrze rozmachem mocarnych łap.
Ostrożnie, aby nie być spostrzeżonym przez niedźwiedzia, gramolił się chłopak z głębokiego dołu.
Ziemia i gałęzie co chwila osypywały mu się z pod stóp.
Znalazł wreszcie jakieś twarde oparcie i, wyprężywszy się, wyskoczył z barłogu.
Niedźwiedź, napełniając swym rykiem całą puszczę, znowu skoczył ku człowiekowi. Ofiarne i śmiałe psy rzuciły się natychmiast do walki, wskakując mu na kark i wpijając się w zad.
Trzęsąc ogromnym łbem i rozbryzgując pianę, usiłował dosięgnąć Wou, tarmoszącego go za kark, lecz z tego skorzystała wierna Nao.
Suka zrozumiała, że śmiertelne niebezpieczeństwo zawisło nad dwiema ukochanemi przez nią istotami— jej synem — Wou, i młodym panem — Muto. Nie
Strona:F. A. Ossendowski - W krainie niedźwiedzi.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.