Tydzień jeszcze minął, zanim Muto przekonał się, że może władać poszarpaną przez niedźwiedzia nogą. Coprawda zrozumiał też, iż będzie utykał na nią, bo ogromna blizna nie pozwalała wyprostować jej całkowicie.
Nie zwracał na to uwagi, bo iluż to już spotykał łowców, których poraniły władcy puszczy — niedźwiedzie?!
Noga bolała go jeszcze i prędko się męczyła podczas krótkich nawet wypraw do kniei, gdzie musiał pozbierać skóry łosi i niedźwiedzi. Przeczuwał, że ciężką będzie miał powrotną drogę na Imandrę.
Wyruszył wreszcie, naładowawszy na sanki całą zdobycz.
Jechał, stojąc na płozach „kiereżi“ lub sunąc obok renifera na nartach.
Powoli szli naprzód, aby nie nużyć Rana.
Ocalenie chłopca zależało teraz od starego jelenia, ciągnącego ciężkie sanki.
Przecięli już tundrę nadwyrską i zbliżali się do puszczy, która, przerywana dolinami rzek, zbiegała ku Imandrze.
Pozostawał mu do przebycia ciężki szmat drogi,