Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

na jelenie, „przypadkowo“ dostał kulę pomiędzy oczy. Z jego śmiercią ustały wszelkie próby rzucenia światła na mroczne życie tych „szanownych obywateli.“ Gdy przyjechałem do Władywostoku, niektórzy z nich jeszcze żyli.
Wszyscy kłaniali im się prawie do ziemi, a w sekrecie rozpowiadali straszliwe, krwawe szczegóły ich życia i działalności na brzegach Oceanu Spokojnego.
Korzystając z niemożliwości rozpoczęcia bezpośrednich prac z powodu przebudowywania lokalu dla mego laboratorjum, poznawałem okolice miasta i najbliższe miejscowości na półwyspie Murawjew-Amurski i w obydwóch zatokach.
Pewnej niedzieli, wziąwszy strzelbę, poszedłem w góry, porośnięte drobnym i rzadkim lasem. Była to bezludna miejscowość. Dziwiło mię to bardzo, gdyż o jakieś dwa kilometry pod temi górami wrzało duże miasto portowe, w zatoce „Złoty Róg“ krążyły handlowe i wojenne statki pod flagami różnych państw, prawie 300,000 mieszkańców wiodło czynne życie, a tu, w górach, panowała pustka i cisza. Olbrzymie jastrzębie, szybkie sokoły i czarne orły o białych ogonach ciężko unosiły się z ziemi, lub z samotnie stojących skał i odlatywały; w gęstych zaroślach dębów uganiały się małe zające — mieszanina zająca białego i królika; wiewiórki gziły się pośród gałęzi niewysokich drzew; śród kamieni pełzały węże i jaszczurki, a olbrzymie pająki-krzyżaki snuły swe mocne a zdradliwe sieci pomiędzy drzewami.
Parę razy na polanach zrywały się przepiórki i zapadały w gąszczu. Już straciłem nadzieję polowania, gdy nagle z jakimś wyjącym piskiem wysunęło