Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

szary samiec ze wspaniałemi rogami i, odrzuciwszy głowę w tył, nadsłuchiwał. Zdala już grały psy gończe. Przygotowałem się do strzału, lecz najlżejszy ruch wystarczył, by jeleń spostrzegł mnie w krzakach. Jednym susem skoczył i rzucił się w tył, zawadziwszy jednak rogami o suchą gałąź dębu, złamał ją i poniósł ze sobą. Odbiegł zaledwie pięć kroków, gdy przebrzmiał mój strzał. Zwierzę padło, jak rażone piorunem. Kula przebiła i zdruzgotała mu w kilku miejscach kręgosłup.
Już dostrzegałem w krzakach nadbiegające psy, gdy nagle na stanowisku mego sąsiada huknął wystrzał, a wnet po nim duży jeleń, przesadzając krzaki i zwały kamieni, pędził przez zarośla. Dałem do niego dwa strzały, po których upadł, a psy natychmiast wsiadły na niego. Jeleń jeszcze żył i strzelec, idący za psami, dobił go pchnięciem noża.
Podczas polowania nawet nie słyszałem, że na linji była dość ożywiona strzelanina. Po polowaniu, gdy już wszystkie psy ściągnęły, pokazało się, że zabito tego dnia sześć jeleni, a do drugiego z upolowanych przeze mnie, strzelano z pięciu stanowisk, gdyż mknął on wzdłuż linji strzelców, aż dobiegł do fatalnego dla siebie krzaku, przed moją pozycją. Oprócz moich dwóch kul nie miał w sobie żadnej innej.
Całe polowanie, które składa się z jednego round’a, zajęło nam nie więcej niż dwie godziny. Do wieczora pozostawało dużo czasu, postanowiłem przeto zwiedzić kopalnię złota, znajdującą się na wyspie.
W skałach z piaskowców i zielonych pokładów geologicznych, przecinając je pionowo do powierzchni ziemi, tkwi gruba na dwie stopy żyła szarych i białych kwarców, zawierająca bardzo drobne ziarnka złota, trudne do rozróżnienia gołem okiem. Jakiś przed-