policję lub ukrywających się od niej, często zdarzały się zajścia krwawe, po których pozostawały trupy.
Byłem świadkiem podobnego wypadku. Było to przed wojną rosyjsko-japońską. Jeden z moich znajomych zaproponował mi zwiedzenie tych barłogów portowych, i około godziny 11-ej w nocy wybraliśmy się, zaopatrzeni w nabite rewolwery. W sali źle oświetlonej i przesyconej smrodem nieświeżych potraw i spirytusu, było ciasno, tłumnie i gwarno. Majtkowie z okrętów cudzoziemskich, tragarze portowi, jacyś elegancko ubrani młodzieńcy o ciężkim, niespokojnym wzroku, obszarpańcy różnych gatunków, kulisi chińscy, rybacy koreańscy we włosianych cylindrach i białych watowanych spodniach i kurtach, pstro, krzycząco ubrane kobiety, lokaje o twarzach zbrodniarzy-recydywistów — wszyscy się tłoczyli przy stolikach i szczególniej przy ladzie właściciela, atletycznego, opasłego Gruzina o czerwonej, obrzękłej twarzy i podbitem oku. Gruzin nalewał do kieliszków wódkę, likiery, kümmel i żwawo rozdawał ogromne kufle piwa i porteru. Goście pili, jedli, grali w karty, śpiewali, obejmowali się lub bili. Wszędzie uwijali się lokaje, roznosząc dania, piwo i butelki z mocnemi trunkami. Niekiedy w dalszych, zaciemnionych kątach zrywały się wściekłe krzyki i poważniejsze bijatyki, wtedy cała służba się tam rzucała, i po wprawie, z jaką rozbrajała, można było sądzić o barwnej i dość niepowszedniej karjerze, która doprowadziła tych ludzi do restauracji Gruzina w porcie władywostockim.
Usiedliśmy przy wolnym stoliku. Ze wszystkich stron patrzyły na nas oczy baczne i podejrzliwe. Podszedł garson, olbrzym o spuchniętej twarzy i czerwonych rękach rzeźnika. Zażądaliśmy piwa.
Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.