nał targ, kupując drogie przedmioty za tanie pieniądze lub wódkę.
Podczas naszych obserwacyj przy jednym ze stolików wybuchła sprzeczka.
— Ty oszukałeś, psie cuchnący! — krzyczał z pianą na ustach młody, blady człowiek z oczami gorejącemi nienawiścią i rozpaczą. — Widziałem wyraźnie, żeś podrzucił asa pikowego.
Otyły Chińczyk, o zagadkowej lecz pewnej siebie twarzy, do którego stosował się ten zarzut, podniósł na krzyczącego partnera swe czarne, skośne oczy i milczał.
— Odpowiadaj, odpowiadaj natychmiast! — miotał się młodzieniec. — Jeżeli się nie przyznasz i nie oddasz mi wygranego zegarka, dam się zaaresztować, ale doniosę policji, że we Władywostoku u Gruzina ukrywa się wódz chunchuzów, Su-Lu-In. Pamiętaj djabelski synu, przysięgam ci to na szubienicę!.
Chińczyk podniósł się, i natychmiast rozległ się strzał. Zobaczyliśmy na jedno mgnienie oka zalaną krwią, twarz bladego człowieka lecz znikła ona za głowami biegnących ku stolikowi Chińczyka gości i lokajów. Pędził tam i opasły Gruzin, wymachując rękami i krzycząc przeraźliwym, piszczącym głosem, który tak nie pasował do jego figury atlety cyrkowego.
Przecisnął się przez tłum ciekawych i, dopadłszy Chińczyka, zaczął go ciągnąć za jego jedwabną, czarną, „kurmę“[1] i coś mu krzyczeć do ucha.
Su-Lu-In oswobodził się z rąk Gruzina i, nie zmieniając wyrazu twarzy, rzucił mu kilka słów, poczem klasnął w dłonie. Natychmiast kilku Koreańczy-
- ↑ Kurma — krótka kurtka, zastępująca palto.