Były tam nietylko schroniska najuboższych i najwystępniejszych synów Państwa Nieba, lecz i jadłodajnie, składy zrabowanych rzeczy i broni, złożonej tu przez hersztów bandytów chińskich, czyli chunchuzów, herbaciarnie, palarnie opjum i haszyszu, fabryki spirytusu i papierosów, nawet teatry chińskie. O pewnej części tych legowisk i skrytek wiedziały władze rosyjskie, lecz mało się tem przejmowały, ponieważ istnienie tego „podziemnego“ miasta pozbawiało ich kłopotu co do rozmieszczenia olbrzymich mas Chińczyków, przybywających tu na wiosnę. Naturalnie, że w każdym innym kraju takie miasto zwróciłoby na siebie uwagę rządu, ponieważ pośród tych tysiącznych tłumów zawsze grasowały najstraszliwsze epidemje tyfusu, ospy, cholery i dżumy.
Zarządzenia sanitarne władz sprowadzały się jednak do tego, że policja wzywała starszyznę chińską i uprzedzała ją bardzo groźnie:
— Niech nie będzie chorych! W przeciwnym razie wyrzucimy wszystkich za granicę!
To ostrzeżenie istotnie skutkowało. Bardzo rzadko można było zauważyć masową epidemję wśród ludności chińskiej. Że ona jednak istnieje, wiedziano z objawów innych, a mianowicie z przepełnienia szpitala przez chorych Rosjan. Epidemja przenosiła się z podziemi i z jawnych hoteli i zajazdów chińskich i szerzyła pośród europejczyków. Chińczyków zaś w szpitalach prawie nigdy nie było, z wyjątkiem robotników, pracujących u Rosjan lub u cudzoziemców.
Szczególnie niebezpieczna była dżuma, i w razie wybuchu tej epidemji władze byłyby zmuszone do przedsięwzięcia bardzo kłopotliwych i kosztownych środków zapobiegawczych.
Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.