żółci, o twarzach, jak z wosku, ze zgasłemi martwemi oczami. Tu, w tych palarniach pozostawiali oni nieraz całe swe mienie i spadali coraz głębiej w otchłań nędzy, z dniem każdym coraz szybciej tocząc się w przepaść — śmierć.
Później byłem kilkakrotnie w gorszych palarniach na przedmieściach, gdzie prycze są budowane na dwa a nawet na trzy piętra, jedno nad drugiem, i gdzie nałogowi temu oddawały się jednocześnie dziesiątki Chińczyków.
Właściciele wyzyskiwali swych gości, żądając straszliwie wysokich cen za opjum i za usługę.
Podejrzana służba ograbiała nieprzytomnych gości, a gdy ci później protestowali, kończyła z niemi porachunki poza ścianami nory, zabijając ich, a trupy wywożąc za miasto lub na brzeg morza. Chunchuzi z palarni porywali zwykle ludzi bogatych, poczem wysyłali do krewnych lub do przedsiębiorstw listy, grożąc porwanym śmiercią, jeżeli nie otrzymają okupu.
Takie wypadki zdarzały się w palarniach, mieszczących się w podziemiach lub w jaskiniach, gdzie się zaczęli zbierać nałogowcy, kiedy władze rosyjskie zarządziły prześladowanie opjum. Dopiero wojna rosyjsko-japońska położyła kres istnieniu tego nielegalnego miasta, ponieważ władze wojskowe, obawiając się podkopów, wybuchów i szpiegostwa, wypędziły to mrowie ludzkie z obwodu fortecy, zburzyły dzielnicę koreańską i japońską, a nawet zalały cementem niektóre jaskinie i przejścia podziemne.
Byłem we Władywostoku w czerwcu 1921 r., wtedy, gdy pomiędzy wodzami ruchu antybolszewickiego toczyły się spory, co przeszkadzało w utrzymaniu ładu i bezpieczeństwa w mieście. „Perła wschodu“ stała
Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.