Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

dzone na stałe i płynie biegiem normalnym. Przez drzwi, prowadzące do drugiej izby, zobaczyłem na podłodze i ścianach domowej roboty dywany, szerokie łóżko z całym stosem poduszek, od ogromnej do zupełnie malutkiej, zdatnej chyba do kołyski lalki; poduszki leżały jedna na drugiej i tworzyły wieżę, wznoszącą się niemal do niskiego pułapu z desek cedrowych. Wszędzie na ścianach wisiały karabiny, rewolwery, szable i noże myśliwskie. Był to dowód najlepszy, że się znalazłem w chacie kozackiej, gdyż kozacy, jako należący przez całe życie do kasty wojskowej, lubują się w broni wszelkiego rodzaju, starannie ją zbierają i przechowują. Ta kasta kozacka pielęgnowała przed bolszewizmem własną bojową tradycję, upiększoną krwawym eposem, ową półlegendarną, półprawdziwą historję kozactwa, którego instynkt wojowniczy z nad brzegów Donu i Dońca zagnał aż nad Irtysz, pod Sajany, na Bajkał, Amur i na brzegi Usuri.
Młody, tęskny kozak, wprowadziwszy mię do domu, zawołał na swoich. Po chwili weszła młoda szczupła kobieta, o gładko zaczesanych czarnych włosach, z oczyma ciemno-piwnemi. Uderzyła mię matowa bladość jej twarzy i gorzkie zmarszczki około pełnych, pięknie wykrojonych ust. Była ubrana w ciemną suknię, ręce zaś trzymała na fartuchu, prawie kurczowo zacisnąwszy palce. Gdy weszła, rzuciła na młodego kozaka spojrzenie pełne obawy i bólu.
— To ona! — pomyślałem. — To ta, która przysięgła czekać na młodego syna, a wyszła zamąż za starego ojca...
Wkrótce nadszedł z lasu sam gospodarz. Był to kozak olbrzymi, szeroki w ramionach, o gęstej, siwej