poddostatkiem i sprzedajemy go do Chabarowska i Nikołajewska, bydła — ile nam potrzeba, chłopi sobole i kuny biją, handlują z Goldami[1] spirytusem, tytuniem, prochem i zapałkami, a ci płacą złotem i futrami. My jesteśmy najbliższymi sąsiadami Goldów i najwięcej od nich kupujemy albo bierzemy w komis. Wszystkie ich towary przez nas idą dalej do kolei i do miasta. Sam tylko Golienko zeszłej zimy kupił pięćset soboli i sprzedał w Chabarowsku!...
Mówiła z zachwytem, uszczęśliwiona dobrobytem i powodzeniem.
— Żyć tu z wami, a nie umierać! — wykrzyknął mój kozak, a drugi parsknął głośnym śmiechem i zawołał:
— Dobrze wam, a sami siebie zamykacie w chatach, jak w więzieniu!...
— To tylko teraz, bo „Jednooki“... — objaśniała baba, myjąc naczynia.
Zasnąłem podczas tej gadaniny, a gdym się obudził, zobaczyłem, że moi przewodnicy są już gotowi do drogi. Załatwiłem rachunek z gospodynią, i ruszyliśmy.
Po paru godzinach jazdy przez las, po dawnemu trapieni przez komary i olbrzymie rude muchy gryzące, które kozacy określali jedną i tą samą nazwą „gnus“, spotkaliśmy z boku od ścieżki ślady kół, o jakie zaś pół kilometra dalej — ukryty w gąszczu szałas, w którym zastaliśmy trzech poszukiwaczy złota. Pili wódkę i byli już mocno podchmieleni.
Po powitaniu prospektorzy ostrożnie rozpytali, kim jesteśmy, i natychmiast się uspokoili.
- ↑ Myśliwskie plemię mongolskie, koczujące w lasach na Ussuri.