Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

podatki skarbowi rosyjskiemu, byli co parę lat nawiedzani przez przekradających się tu od morza urzędników chińskich, którym też bez protestu składali daniny do skarbu pekińskiego sobolami, kunami i wiewiórkami.
W r. 1903 zdarzył się tu nawet wypadek tragikomiczny, gdy jakiś przedsiębiorczy nicpoń, przedostawszy się do Goldów, rozpoczął zbieranie podatków wyłącznie skórkami sobolowemi na rzecz... skarbu angielskiego. Na szczęście Goldów, przedsiębiorczy „Anglik“ trafił na urzędnika rosyjskiego, który mu sobole odebrał, a jego aresztował. Sobole te wpłynęły do kasy... urzędnika, który podobno nawet się podzielił z „Anglikiem“, poczem go uwolnił.
Ci znakomici myśliwi, niezmordowani, celni strzelcy, odważni, w pojedynkę chodzący na tygrysa i niedźwiedzia, przebiegają całą tajgę w lecie i w zimie od Amuru do Bikina, a nawet do rzeki Iman; dalej na południe jednak się nie posuwają, gdyż niegdyś, w XIII wieku, imperator chiński wydał rozkaz, zabraniający „barbarzyńcom północnym“ zbliżać się do granicy koreańskiej i do ziemi Manczu, w obawie, że przyłączą się oni do wojowniczych mandżurów i razem z nimi uderzą na rdzenne Chiny i na spuściznę Dżengizydów, — Mongolję.
Spotkanie moje z Goldami odbyło się w lasach, położonych na północ od Bikina, podczas mojej podróży do zatoki Imperatora, skąd rząd carski miał zamiar przeprowadzić kanał, aby połączyć Amur z morzem, planując krótszą drogę, niż przez ujście tej olbrzymiej rzeki.
Jechałem więc z dwoma pomocnikami i z trzema przewodnikami przez lasy, często grzęznąc w bagnistych jarach górskich.