Jednakże niedługo mogliśmy nad tem rozmyślać, gdyż wkrótce przybyło kilku jeźdźców, którzy obejrzeli nas bardzo podejrzliwie, a potem kazali kobiecie wsiąść na konia, gdyż mąż żąda jej powrotu do swego domu.
Zalewając się łzami, Tatarka spełniła rozkaz swego władcy i dosiadła konia. Wtedy jeden z Tatarów ściągnął nahajem jej konia, aż jęknął z bólu, i cała kawalkata pomknęła w szalonym pędzie w stepy i wkrótce zniknęła nam z oczu.
Długo nie mogliśmy opanować wzruszenia i w ciągu następnych kilku miesięcy, pływając po jeziorze, mimo woli rozglądaliśmy się dookoła, uważnie badając wodę, czy nie wypłynie z niej gdziekolwiek znękane ciało małej, biednej Tatarki.
Lecz nigdy już jej nie widzieliśmy, i nie wiem, czy był jaśniejszy jej dalszy los, czy pozostał ponurym, pełnym znęcania się, obelg i mąk...
A tymczasem jezioro przygotowywało nam zemstę...
Pewnego razu pracowaliśmy w naszem czółnie o jakie 50 metrów od brzegu południowego, gdy nagle odczuliśmy silne przechylanie się czółna z boku na bok. Obejrzeliśmy się: od skał nadbrzeżnych biegły na północo-zachód ciężkie, duże fale.
Było to dziwne zjawisko natury. Niebo było jasne, bezchmurne, żadnego powiewu wiatru nie odczuwaliśmy, a jednak jezioro było wzburzone, falowało od brzegu do brzegu. Fale wznosiły się coraz wyżej i wyżej, z szumem uderzając w nasze lekkie czółno, zalewając je wodą i ciskając w nas słoną pianą. Czółno kilka razy przechyliło się tak silnie, że jednym bokiem zaczęło czerpać wodę.
Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.