dał, jakby pytał, dlaczego tak długo namyślałem się ze strzelaniem.
Nie chciałem mu tego tłumaczyć, gdyż nie zrozumiałby z pewnością mych dowodzeń, śpieszyłem się więc ze zdjęciem skórek z upolowanych żórawi.
Gdy, opuściwszy wraz z mym czworonożnym pomocnikiem brzegi jeziora, znowu przedzieraliśmy się przez gąszcz, byłem świadkiem nadzwyczajnej sceny, pełnej dzikiego uroku.
Szybko sunąc na dół, z widocznym zamiarem ukrycia się w trzcinach, leciał jakiś duży ptak, którego wziąłem za czaplę. Za nim pędził orzeł, szeroko rozpostarłszy skrzydła i zniżając lot coraz bardziej, aż wreszcie gwałtownym rzutem spuścił się prawie do ziemi; wtedy, mknąc szybko, jął doganiać swą ofiarę przez co zmusił ją znowu do wzbicia się wysoko w powietrze. Wówczas dwoma potężnemi rzutami spiralnemi orzeł wzniósł się nad ptakiem z błyskawiczną szybkością i zawisł nad nim. Trwało to kilka sekund, potem orzeł raptownie zwinął skrzydła, zamieniając się w mały czarny kłębek, który, jak kamień, zaczął spadać na ukośnie lecącą czaplę. Spostrzegła ona ten manewr i odrazu przygotowała się do obrony. Zarzuciwszy głowę na grzbiet, nastawiła na napastnika ostry dziób, zamierzając przeszyć mu piersi, gdy wpadnie na nią z całym rozpędem.
Lecz orzeł dostrzegł to i zrozumiał plan czapli.
Z całym rozmachem uderzył ją w tylną część ciała, aż wywinęła koziołka w powietrzu, piersią do góry, orzeł zaś, który oczekiwał tej chwili, napadł znowu i wymierzył cios śmiertelny. Czapla zaczęła spadać na dół, słabo posługując się skrzydłami i ukośnie zniżając się do ziemi. Orzeł podążył za nią, aby
Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/250
Ta strona została uwierzytelniona.