Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.

obręcze sieci, ale natychmiast coś z siłą wyszarpnęło mi ją zpowrotem.
— Chodź pan tu! — zawołałem do entomologa. — To rzeczywiście ichtiosaurus i, jeżeli pan go złapie, to pozwolę panu wsadzić go na szpilkę i umieścić pod szkłem!
Konserwator nie dał się prosić i wkrótce był już przy mnie. Z trudnością odplątaliśmy sieć, która się zaczepiła za kępy i trzciny i dowlekliśmy ją do brzegu. Tam znowu roznieciliśmy ognisko i wtedy rozpoczęliśmy polowanie. Wkrótce już wiadomo było, z kim mieliśmy do czynienia. Był to olbrzym — szczupak, długi prawie na dwa metry. Wpakował łeb do sieci, ale wyciągnąć go nie mógł, więc szamocąc się, zerwał „mordę“ i aż tu ją zawlókł.
Entomolog z bardzo dużą wprawą rozpruł szczupakowi brzuch i pomógł mi wyciągnąć go na brzeg. Ważył nie mniej, niż 120 funtów! W sieci znaleźliśmy kilka karpi i linów, i na tę właśnie żywą przynętę złapał się nieszczęśliwy szczupak, który pewno oddawna był postrachem i klęską dla mieszkańców Starego Jeziora.
Powróciliśmy do naszego obozowiska, obładowani zdobyczą, i zaczęliśmy przyrządzać sobie wieczerzę.
Po smacznej zupie z linów, siedzieliśmy przy ognisku, dzieląc się wrażeniami ubiegłego dnia. Patrzyłem na kotlinę Hanki, doskonale widzialną z nieco wzniesionego miejsca, na którem rozbiliśmy swój obóz. Widziałem przed sobą ciemne morze trawy, trzcin i krzaków, a wśród nich, jak wielkie odłamki zwierciadła, duże i małe jeziora i wijące się wstęgi rzeczek i potoków, lśniących srebrem przy bladem świetle księżyca. Nagle w jednem miejscu, wśród zarośli, daleko