Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/279

Ta strona została uwierzytelniona.

Pewnego razu obserwowałem na jeziorze tragiczny wypadek z „bakłanem“, czyli kormoranem. Jest to duża czarna kaczka o ostrym, zagiętym na końcu dziobie. Kormorany są znakomitymi rybakami-nurkami i Chińczycy tresują je w ten sposób, że ptaki, dawszy nurka i złapawszy rybę, powracają do właściciela i oddają mu swą zdobycz. Coprawda, nic innego im nie pozostaje, gdyż przebiegły Chińczyk nakłada kormoranom na szyję żelazne kółko, które nie pozwala im połykać ryby.
Otóż widziałem stadko kormoranów, zajętych połowem ryb. Ptaki co chwila znikały pod wodą i wypływały ze zdobyczą w dziobie. Wtedy rozpoczynała się gonitwa i walka o łup.
Jeden z kormoranów dał nurka i wypłynął, rozpaczliwie wymachując skrzydłami i z rozdziawionym dziobem. Rzucał się, jak opętany, zrywał do lotu i znowu ciężko opadał, aż wreszcie zanurzył się w wodzie i wypłynął już nieruchomy. Zdziwiony, kazałam wiosłować na miejsce wypadku, wydobyłem kormorana i obejrzałem go uważnie. Pokazało się, że ptak schwycił pod wodą „kasatkę“, która najeżyła swe kolce obronne i ugrzęzła w gardzieli niefortunnego rybaka. Ptak udusił się z braku powietrza.
Zawsze nienawidziłem natrętnych „kasatek“, które nieproszone gwałtem nadziewały się na haczyk mej wędki, ale nigdy nie przypuszczałem, aby tupet tych nicponiów sięgał tak dalece, żeby włazić do cudzego gardła.
Porównywając Hankę ze wszystkiemi widzianemi w życiu jeziorami, mogę nadać jej tylko jedną nazwę, a mianowicie „Wielkie Aquarium“. gdzie się roi od różnych istot, poczynając od mikroskopijnych „diato-