mea“, kończąc zaś na potwornych „kaługach“ i największych na świecie natrętach i intruzach, „kasatkach“.
W roku 1921, gdy przeszedłem Azję Środkową, los rzucił mię znowu do kraju Usuryjskiego. Byłem niedaleko jeziora Hanki, którego zapomnieć nie może nigdy moje wdzięczne serce myśliwskie i rybackie; byłem w Razdolnoje, gdzie niegdyś poznałem odważnych konkwistadorów — Chudziakowów; byłem we Władywostoku, gdzie nieudolna kultura rosyjska spotkała się z najazdem najgorszych elementów Chin i Korei. Lecz przybyłem nie dla naukowych badań i podróży. Chciałem się przekonać, o ile poważną jest rzeczą ruch antybolszewicki, który się tam wtedy rozpoczął i czego się od niego można było spodziewać!
Znalazłem tam zwykłą u Rosjan walkę partyjną, intrygi, groźbę wojny domowej i, naturalnie, zbliżającą się klęskę, która przyszła w rok później.
Ten piękny, bogaty, porywający kraj Usuryjski, pełen nieznanego uroku dziewiczych lasów, ojczyzna wspaniałego tygrysa, czerwonego wilka i jenota, miejsce, nawiedzane przez czarnego łabędzia australijskiego indyjskiego flamingo, japońskiego ibisa i żórawia chińskiego, ulega bezkarnemu i bezmyślnemu zniszczeniu i spustoszeniu przez zdziczałe bandy czerwonych partyzantów, pijanych od krwi i wódki.
Prawdziwa cywilizacja, mądra i humanitarna, powinna tam zawitać i uczynić z tych lasów, gór i jezior, z rzek i z morza, wielką kuźnię szczęścia społeczeństwa i ludzkości, aby nie przepadła darmo łaska Twórcy, który, podług podania, rzucił na ziemię Usuryjską pełną garścią wszystko, co posiadają inne kraje, narody, a nawet kontynenty.