Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/293

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kirgizi wypędzą z krzaków wilki, które pomkną w step. Konie są dobre, dogonią, a my będziemy zabijali wilki nahajami, kunaku[1]!
Trzech kirgizów istotnie okrążało błoto, my zaś we czterech wyciągnęliśmy się w jedną linję, oczekując zwierza.
Z krzykiem i hałasem kirgizi wpadli do krzaków, i po kilku minutach wilki zaczęły się z nich wymykać. Pędziły całym tchem, płaszcząc się po ziemi, z podwiniętymi ogonami i przytulonemi do głowy uszami.
— Ruszaj, kunaku! — krzyknął do mnie Suliman.
Wspiąłem konia. Tresowany do polowania tego rodzaju pomknął, jak strzała, i szybko zaczął doganiać dużego wilka, o jasnej, prawie białej skórze. Lecz zwierz rozumiał co się dzieje i zaczął wykonywać po stepie zygzaki, usiłując zmylić konia. Podziwiałem wtedy spryt mego wierzchowca, który, nie czekając na pobudkę z mej strony, sam czynił potrzebne zwroty, zmieniał kierunek i pędził coraz szybciej, stale trzymając się lewej strony ściganego wilka, aby jeździec mógł go wygodniej dosięgnąć.
Wreszcie wilk zaczął się męczyć, a odległość pomiędzy mną a nim stawała się coraz mniejsza. Jeszcze kilka minut szalonego pędu, i wilk znalazł się tuż obok mnie z prawej strony.
Podniosłem się w strzemionach i całym rozmachem ciąłem go nahajem. Jęknął, potknął się, lecz po chwili znów się odsadził ode mnie i mknął dalej.

Po chwili dogoniłem go i tym razem nie uderzyłem naoślep, lecz mierzyłem starannie w łeb. Po kilku

  1. Kunak — przyjaciel