lewej ręki. Był to pierwszy i jedyny podobny wypadek, jaki się zdarzył podczas całej mej włóczęgi po stepach kirgiskich, tym kraju tarantul.
Suliman powiedział mi o ukąszeniu pająka dopiero po paru dniach, gdy palec spuchł mu przerażająco. Jodyna nie pomogła i wkrótce kirgiz dostał gorączki i wił się z bólu. Opatrzyłem mu raz jeszcze palec i przyszedłem do przekonania, że zaczęła się gangrena i że operacja jest konieczna. Oznajmiłem o tem Sulimanowi, nie ukrywając przed nim, że, jeżeli moja diagnoza jest dobra, grozi mu wielkie niebezpieczeństwo. Do naszego obozu na Kułundzie było niemniej, niż 200 kilometrów, a upały panowały szalone.
— Odetnij mi ten palec! — prosił kirgiz.
— Nie mam z sobą nic koniecznego dla takiej operacji — odparłem — tylko scyzoryk.
— Scyzorykiem można nawet byka zarżnąć! — zauważył Suliman głosem stanowczym. — Dłużej nie mogę znosić tego bólu, kunaku!
Zgodziłem się. Suliman sam wyostrzył scyzoryk na kamieniu, a później, gdym mu obmył chory palec spirytusem, położył dłoń na tym samym kamieniu i przez zaciśnięte zęby rzucił:
— Tnij!
Odciąłem palec przy drugim stawie, zrobiłem opatrunek i bandaż, podziwiając przytem cierpliwość kirgiza; ani drgnął, żadnym jękiem lub westchnieniem nawet nie zdradził swego cierpienia. Wstał, podziękował i najspokojniej w świecie poszedł chwytać i siodłać konie. Obawiałem się jednak, że może niepotrzebnie odciąłem mu palec, więc włożyłem odjętą część do flaszki ze spirytusem, aby ją pokazać prof. Zaleskiemu. Gdyśmy powrócili na Kułundę, profesor
Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/295
Ta strona została uwierzytelniona.