Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/330

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, panie! — odparł chłopiec dźwięcznym głosem. — Ale ja czynię to z radością, bo jestem teraz twoją „hanum“ — pierwszą żoną.
Usłyszawszy to, drgnąłem: wyobraziłem sobie rozpacz mej matki na widok mojej „pierwszej żony“ i drwiące miny kolegów. Położenie było bardzo głupie, czułem zaś, że wykręcić się od „hanum“ przyjdzie mi z większym trudem, niż od wielbłąda.
Naradziwszy się z profesorem, który bardzo lekko potraktował tę moją nową przygodę, wezwałem Sulimana na rozmowę.
— Co znaczą słowa chłopca? — pytałem go głosem surowym.
— Jakiego chłopca? — odpowiedział pytaniem na pytanie, wzruszając ramionami. — To jest Bibi-Ajne, moja młodsza siostra. Kazałem jej być twoją hanum, Kunaku, bo daruję ci ją, jak darowałbym ci wielbłąda, konia lub psa. Bibi-Ajne odtąd jest twoją niewolnicą, rzeczą. Ma 13 lat i jest najpiękniejszą wśród naszych dziewczyn. Bierz ją i bądź szczęśliwy!
Długo i ostrożnie próbowałem uchylić się od tego podarunku, lecz Suliman na wzmiankę o odmowie chwytał za nóż.
— To byłaby zniewaga i hańba dla całego narodu, kunaku! — wołał, błyskając oczyma. — Tylko krwią moglibyśmy ją zmyć! Kunaku, nie czyń tego! Weź lepiej dziewczynę, zaprowadź nad jezioro i wrzuć do wody! Masz prawo, bo to twoja rzecz, ale nie odmawiaj! Nie odmawiaj, kunaku!
Suliman prosił, kłaniał się i składał ręce, jak do modlitwy, a „moja żona“ tymczasem ubierała kwiatami uprząż koni, które miały wieźć jej władcę i pana, czyli mnie!