Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/332

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie jesteś mi przecież żoną! Moja wiara zabrania mi żenić się z mahometanką, Bibi.
— Jestem twoim psem i niewolnicą, chcę się modlić do twego Boga, jak ty się modlisz! — powiedziała, spuszczając swoje śliczne oczy.
Bibi-Ajne zdobyła mój pierwszy fort obronny. Z całej duszy wołałem na pomoc kogoś nieznanego. Lecz na stepie nie było nikogo, do obozu zaś naszego pozostawało niemniej, niż pięć kilometrów.
Tymczasem urocza i wdzięczna kirgiska szła obok mnie, a jej głośny oddech i rozdymające się nozdrza świadczyły o wzburzeniu i stanowczości.
— Hanum pyta cię, mój panie, czy ci się podoba? Czyż nie jestem piękna, zwinna i silna? Czy mój śpiew i moje tańce nie wzruszają twego serca, panie mój? Odpowiedz, bo nie wiem tego i płaczę po nocach. Patrz, już prawie wypłakałam sobie oczy! Szczególnie to lewe oko!... Patrz!
Podniosła się na palcach i spojrzała mi w twarz swemi „wypłakanemi oczyma“, szczególniej tem lewem okiem, które błyszczało jak kryształ i, naturalnie, wcale nie było wypłakane.
Spuściłem oczy i pogłaskałem dziewczynkę po włosach.
— Wszystko dobrze! Oczy twoje połyskują jak gwiazdy, mała Bibi! — rzekłem.
— A! — klasnęła w dłonie, rzuciwszy worek na ziemię. — To znaczy, że oczy moje podobają się memu panu?
— Bardzo! — wypaliłem nieostrożnie, przyzwyczajony mówić kobietom tylko rzeczy przyjemne, szczególniej, gdy się same tego dopraszają.