Dwa lub trzy razy do roku płynęły do zachodnich brzegów Sachalinu okręty rosyjskie z Odesy. A dziwny bardzo wygląd miały te parowce. Na pokładzie nie można było ujrzeć podróżnych, gdzie niegdzie tylko tkwił żołnierz z bagnetem, a na maszcie powiewała ciemna chorągiew z jakiemiś literami. Jeżeliby przy spotkaniu takiego statku gdzieś około Kolombo czy Szanchaju widz mógł przedostać się na jego pokład, byłby niezawodnie uderzony ponurym brzękiem łańcuchów i niemilknącym ani w dzień, ani w nocy huczeniem w środku okrętu, który przypominał ul pszczelny.
Tylko owe „pszczoły“ nie były wolnemi owadami, które mogą swobodnie przecinać powietrze w dowolnym kierunku, lecz byli to ludzie ze skutemi rękami i nogami, często po pięciu przykuci do jednego łańcucha, mieszkali zaś w klatkach żelaznych i byli strzeżeni przez ordynarnych, rozbestwionych żołnierzy z karabinami w ręku.
Statki przewoziły z Odesy na Sachalin najcięższych przestępców kryminalnych: zabójców, bandytów podpalaczy i recydywistów. W Odesie, południowym porcie Rosji, zbierano wszystkich osądzonych na wygnanie zbrodniarzy i wyprawiano na Sachalin, miejsce dozgonnego wygnania i „katorgi“, czyli przymusowych robót ciężkich. Przejazd statkiem tych ludzi, skutych w kajdany, zamkniętych w żelaznych klatkach mężczyzn i kobiet, był czemś, co przypominało najstraszniejsze sceny z piekła Dantejskiego. Burze na oceanach, skwar pod zwrotnikiem, zimno w północnej części Oceanu Spokojnego, przechodzące najbujniejszą wyobraźnię, brudy, znęcanie się nad tymi bezbronnymi, obezwładnionymi ludźmi — wszystko to
Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/337
Ta strona została uwierzytelniona.