Gdy wyszliśmy z lasu na brzeg morski, ujrzałem wysoki krzyż, z ociosanych belek brzozowych z takim napisem, nieodpowiednim w stosunku do trwożnego nastroju tego kraju:
— Chwała na wysokości Bogu, a pokój ludziom na ziemi i na morzu życia!
Zadziwiła mię obecność godła chrześcijańskiego na tem pustkowiu, więc spytałem przewodnika, kto ten krzyż postawił.
Z wielkiem rozczuleniem w głosie odpowiedział:
— Czarny mnich!
Wjeżdżaliśmy właśnie na dość wysoki pagórek piaszczysty. Konie z trudem wyciągały nogi z piasku; musieliśmy zsiąść i przekładać pakunki, aby ulżyć jucznym. Wszystko to przeszkodziło mi dopytać się o owego Czarnego mnicha. Gdy przebrnęliśmy sypkie piaski, pofałdowane przez wichry w długie łańcuchy pagórków, ujrzałem stary dom piętrowy, zbudowany z czarnych belek modrzewiowych. Od strony północnej miał on coś nakształt wieżyczki, uwieńczonej krzyżem złoconym.
— Tu mieszka „Czarny Mnich!“ — zawołał przewodnik. — Nie wiem tylko, czy jest w domu, gdyż coraz częściej teraz przebywa na morzu.
Podjechaliśmy do domu. Nikt nie wyszedł na nasze spotkanie i dopiero, gdy zaczęliśmy wołać, zjawiło się kilku Ajnosów-tubylców. Łamaną mową objaśnili nas, że mnich jest na morzu, że sami oni przybyli do niego zdaleka po radę i oczekują.
Spędziliśmy tam dwa dni. Nazajutrz o świcie obudziło nas szczekanie psów ajnoskich. Wyszedłem z domu, w którym rozlokowaliśmy się, gdyż przewodnik upewnił mię, że gospodarz będzie z tego bardzo
Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/383
Ta strona została uwierzytelniona.