Zaprosił nas w gościnę, mówiąc, że mu pochlebiają odwiedziny ludzi uczonych.
Przysłał po nas dobry powóz, zaprzężony w trójkę dużych i ładnych koni. Na koźle siedział robotnik, młody, przystojny i wesoły Tatarzyn Alim. Gdyśmy wsiedli, obejrzał się na nas, uniósł na siodle, zaciął konia długim z rzemieni skręconym batem i wrzasnął dziko.
Wydało nam się, że ktoś z pod nas wyrwał powóz. Ledwie zdążyliśmy złapać się za poręcze, aby nie wypaść. Konie ruszyły z miejsca pełnym galopem i mknęły przez step, poganiane przeraźliwemi krzykami dzikiego stangreta i straszliwem smaganiem bicza. Dwadzieścia dwa kilometry przemknęliśmy w godzinę.
Ujrzeliśmy kilka namiotów z szarego wojłoku. Na stepie pasły się barany i krowy dla użytku domowego. Wszystkie zaś stada i tabuny były daleko, za grzbietem Kizył-Kaja.
Na horyzoncie czerniły się niskie sześciany z belek sosnowych, otoczone niewysokiemi murami z gliny. Były to tak zwane „auły“, w których bogaci Tatarzy spędzają zimę.
Spiryn ze starszym synem, Machmetem, spotkał nas przed swoim namiotem — jurtą, do której wprowadził nas z niskiemi ukłonami i błogosławieństwem w imieniu Proroka. Jurta była wewnątrz urządzona wspaniale. Ziemia zasłana grubą warstwą wojłoków, z narzuconemi z wierzchu puszystemi, grubemi kobiercami, wyrabianemi rękami pracowitych bucharskich i sartskich kobiet. Miękkie zasłony jedwabne okrywały ściany wewnątrz jurty, jako też i pułap, a olbrzymie jedwabne poduszki i materace zapraszały do spoczynku. Wkoło, przy ścianach stały duże skrzynie i małe szafki,
Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.